W górach jestem wolny... - Artur Sałagan
Po co w ogóle chodzę po górach? Wielokrotnie słyszałem to pytanie od osób ze swego otoczenia. Po co tam jeżdżę? Czy chce mi się męczyć podczas wielogodzinnych wędrówek, zamiast odpoczywać w domu czy leżeć na plaży? Najbardziej trafną odpowiedzią na zadawane pytania, są słowa himalaisty Piotra Pustelnika – „Ludzi można podzielić na dwa rodzaje: na tych, którym tej pasji nie trzeba tłumaczyć i na tych, którzy nigdy tego nie zrozumieją". Każdy wyjazd w góry jest czymś podyktowany, wiem po co to robię i jakie przyniesie mi to korzyści.
Jednym z powodów jest swego rodzaju ucieczka. W górach jestem wolny, nie dotyczą mnie żadne problemy czy troski dnia codziennego. Z dala od miejskiego zgiełku, hałasu i cywilizacyjnego pędu. Góry umożliwiają mi się wyciszyć i „porozmawiać” ze swymi myślami. Obcowanie z naturą i spokój wewnętrzny pozwalają się cieszyć pięknem gór, podziwiać widoki, wodospady czy urokliwe stawy górskie.
Każdy słyszał o ładowaniu akumulatorów. To właśnie tam wysoko, oderwani od szarej rzeczywistości możemy naładować się pozytywną energią. Każdy kto pokochał góry, wie jak pozytywnego kopa się dostaje, przebywając wśród ulubionych szczytów czy dolin.
Uczucia jakie towarzyszą mi w górach, niejednokrotnie spowodowane są spotkaniami z ludźmi, tak samo pozytywnie zakręconymi jak ja. Kto spędził chociaż jedną noc w schronisku górskim, miał okazję doznać „magicznej” atmosfery jaka tam panuje. Wieczorne rozmowy i wymiana doświadczeń przy kubku herbaty czy butelce piwa, powodują, że wszyscy stają się jedną górską społecznością, a każdy z nas jest jej częścią.
Pomijając w górach aspekt duchowy, zawsze pozostanie część fizyczna i trudności jakie na nas czekają. Przejście wyznaczonej trasy, wymaga sporo siły fizycznej i umiejętności przezwyciężania zastałych na szlaku trudności. Najwspanialszy moment podczas każdej wędrówki, to ten kiedy od szczytu dzieli tylko kilka kroków i wiemy, że kolejny postawiony sobie cel zostanie osiągnięty.
Moja ponad dwudziestoletnia przygoda górska stała się sposobem na życie. Jest to pasja, która pozwala realizować marzenia i daje poczucie spełnienia. Pierwszy zdobywca Mount Everestu, Edmund Hillary, w swojej autobiografii napisał „Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia. Można pokonać alkoholizm, narkomanię, słabość do leków. Fascynacji górami nie można.” Osoba mająca dużo większe doświadczenie górskie niż ja, z pewnością wie co mówi, więc po co próbować się leczyć z takiego przyjemnego uzależnienia?
Artur Sałagan (JaPoKa 2016)
Artur Sałagan (rocznik 1987) urodzony w Szczecinie. Rodzimy mieszkaniec Polic, a od kilku lat zamieszkały w Jasienicy. Zmiana miejsca zamieszkania nastąpiła wraz ze zmianą stanu cywilnego. W przerwach pomiędzy wyjazdami w góry, pracuje w Zakładach Chemicznych Police S.A. wchodzących w skład największego koncernu chemicznego w Polsce – Grupy Azoty.
Jego przygoda z górami zaczęła się w 1994 roku, kiedy jako 7-letni chłopak spędził wraz z siostrą i rodzicami wakacje w Starym Smokowcu, poznając piękno słowackiej części Tatr. Swoją pasją do turystyki górskiej zaraził wielu znajomych oraz towarzyszkę wędrówek górskich – żonę Justynę.
Przez lata swoich górskich wojaży, odwiedził znaczną część pasm górskich, leżących w naszym kraju, m.in. Karkonosze, Góry Izerskie, Masyw Śnieżnika, Pieniny i wiele innych.
Największą fascynację czuje jednak do Tatr – piękne ściany, turnie i doliny powodują zachwyt swym widokiem, za każdym razem gdy się je widzi. Ulubionym szczytem jest Kościelec – leżący w Dolinie Gąsienicowej, zwany także „polskim Matterhornem”. Jego strzelistość, surowość, zmienność warunków na nim panujących oraz widoki, które można zobaczyć ze szczytu, powodują, że jest to obowiązkowy punkt pobytu w Tatrach.
Wraz z upływem lat nabierał kolejnych doświadczeń w turystyce górskiej, zaczęły się pojawiać chęci na wyjazdy w góry wyższe i najwyższe. Po przeczytaniu wielu książek i przewodników okazało się, że o ile Himalaje w dalszym ciągu są poza jego zasięgiem, o tyle Alpy czy Dolomity stały się całkiem realnym marzeniem. Pewnym problemem w dalszym ciągu był brak towarzysza, który podczas takiego wyjazdu byłby wskazany. Rozwiązaniem okazała się propozycja od Zbyszka Wojciechowicza, na dołączenie do swojego duetu i wspólną wyprawę na Dach Europy
« poprzednia | następna » |
---|